Rozważania z niedziel roku liturgicznego B

***


Spis treści:

XII Niedziela zwykła
XIII Niedziela zwykła
XIV Niedziela zwykła
XV Niedziela zwykła
XVI Niedziela zwykła
XVII Niedziela zwykła
XVIII Niedziela zwykła
XX Niedziela zwykła
XXI Niedziela zwykła
XXV Niedziela zwykła
XXVII Niedziela zwykła
XXX Niedziela zwykła
XXX Niedziela zwykła


XII niedziela zwykła

Mk 4,35-41

"Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?"
Wicher się uspokoił i nastąpiła głęboka cisza.

Egzegeza chrześcijańska w wydarzeniu gwałtownej burzy na jeziorze zawsze widziała realistyczny obraz historii wspólnoty kościelnej we wszystkich czasach w kontekście swej działalności misyjnej. Kościół nie może zatrzymać sie w wygodnictwie na jednym brzegu, ale musi przeprawiać się razem z innymi na drugą stronę jeziora, gdzie go oczekuje Chrystus Zmartwychwstały. Ta przeprawa zawsze jest burzliwa i pełna niebezpieczeństw. Ale Kościół nie może się bać, bo na "pokładzie" jest Pan, chociaż wydaje nam się, że śpi.

W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej, prawie zawsze, jest przewidziane przepłynięcie jeziora Galilejskiego. Z samego rana, kiedy nie jest jeszcze zbyt gorąco, przepływa się jezioro w stronę Tyberiady małym statkiem turystycznym. W południe jest przewidziany obiad w Tyberiadzie a potem się powraca autobusem, drogą biegnącą wokół jeziora, do miejsca z którego się wypłynęło.Wielu pielgrzymów pyta się z rana: dlaczego nie ma powrotu tą samą drogą wodną, przecież to takie sugestywne i byłoby pobożne? Niewielu z nich, po obiedzie, sami sobie odpowiadają na to pytanie, ponieważ orientują się, że po południu - tak bywa - jezioro zmienia się w burzliwe i niebezpieczne morze. Tylko niektórzy idealiści kontynuują zadawanie pytań: "Jeżeli wierzymy, to dlaczego nie poddać próbie obietnicy Chrystusa?"

Chrystus pozwala turystom, a nawet z miłością im sugeruje, aby powrócili na drugi brzeg w wygodnym autokarze z klimatyzacją; ale nie swojemu Kościołowi. Jedyna droga, aby dotrzeć do drugiego brzegu wiecznego Królestwa, wiedzie przez burzliwe morze. W konsekwencji nie powinniśmy narzekać, bać się, czy iść na kompromisy. Kiedy wydaje nam się, że naszą małą łódkę chcą pochłonąć olbrzymie fale, wiemy do kogo mamy się uciekać: do Niego, który wydaje nam się, że zasnął i nie interesuje się naszym losem. Ale On zawsze jest z nami. Zawsze gotowy usłyszeć nasz głos zakorzeniony w wierze, obojętnie z której strony dochodzi.

Powrót do spisu treści

***

XIII niedziela zwykła

Mk 4,35-41

"Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła"
"Talitha kum" - "Dziewczynko, mówię ci, wstań"

Pan Jezus spędza dni wśród tłumu, który che zbawić. Dlatego też słucha, mówi, czyni znaki. Większość jednak osób zadowala się tylko uzdrowieniami i cudami, a nie rozumie głębi, znaczenia zbawczego tych znaków. W uzdrowieniu niewiasty i wskrzeszeniu córki Jaira Chrystus Pan che się ofiarować tym wszystkim, którzy Go wzywają z wiarą, jako jedyny wybawca od cierpienia i śmierci. Tłumy zbiegały się do Jezusa, wykorzystując fakt że przechodził obok ich wiosek, aby prosić Go o pomoc, aby chociaż pokryjomu dotknąć się Jego szat. Jednak otrzymywali często laskę uzdrowienia i nieraz jakiś nadzwyczajny cud. My mamy Chrystusazawsze blisko nas. Mieszka w naszych kościołach na stałe, ale one w większości świecą pustkami (szczególnie w wakacje) - nasze kroki kierujemy w inną stronę. W dni świąteczne zbiegają się tłumy na nabożeństwa i wydaje się, że przeciskają się aby dotknąć się Mistrza. Ale bardzo rzadko, co najmniej w sposób widzialny i empirycznie doświadczalny zdarzają się cuda. A przecież Chrystus jest zawsze ten sam, i napewno tak jak kiedyś, tak i dzisiaj pragnie pomagać i zbawiać ludzi.

Być może, nie umiemy dotykać się Chrystusa w sposób właściwy, a może nie jesteśmy stali w wierze, szczególnie, kiedy logika ludzka nam mówi, że nic więcej nie można zrobić.

Jeszcze raz musimy upodobnić się do ludzi wiary, o których mówią karty Pisma Świętego. Uczmy się od Jaira mieć nadzieję wbrew każdej nadziei. Od kobiety z dzisiejszej Ewangelii uczmy się odwagi w wierze aby móc "chwytać" się za szatę Chrystusa.

Powrót do spisu treści

***

XIV niedziela zwykła

Mk 4,35-41

"Tylko w swojej ojczyźnie,
wśrod swoich krewnych
i w swoim domu
może być prorok tak lekceważony"

Chrystus Prorok nie jest przyjęty w Nazarecie, nie ma posłuchu we własnej ojczyźnie, w swoim mieście. Przysłowie, króre Jezus cytuje nazareńczykom, przypomina, że wiara nie jest tylko dziedzictwem środowiska, nie wypływa z faktu urodzenia się w rodzinie wierzącej czy z przynależności do narodu wybranego - z czego tak bardzo chlubuli się Żydzi. Oni nie mogli, nie chcieli zrozumieć, że wiara jest darem Bożym i współpracą człowieka z tym darem, wyborem osobistym poszczególnej osoby. Nazareńczycy rozpoczęli dobrze ale skończyli źle, ponieważ w osobie Jezusa Chrystusa, którego znali, z którym obcowali na każdy dzień, którego mieli przed sobą, nie umieli dostrzec obiecanego Mesjasza.

Jeżeli czyta się dzisiejszy urywek Ewangelii w szerszym kontekście, to wtedy można zrozumieć, dlaczego nazareńczycy odrzucili Chrystusa: poniewż zwrócił się do nich z zaproszeniem do nawrócenia, do wierzenia Ewangelii. Nie chodziło tu tylko o dołożenie czegoś do własnego sposobu myślenia i działania, ale o radykalną zmianę całego życia.

Jezusowi - Prorokowi przebaczono nadzwyczajną inteligencję jaką zaznaczył się w swoich naukach, zaakceptowano jego cuda, ale nie przebaczono niepokoju jaki wywołały Jego zobowiązujące słowa. Warto przypomnieć, że tylko nieliczni, którzy uwierzyli i mieli odwagę pokazać swoją słabość "stolarzowi z Nazaretu", zostali uzdrowieni. A jak my się zachowujemy każdej niedzieli, kiedy to sam Chrystus przewodniczy naszym spotkaniom liturgicznym?

Nasze celebracje eucharystyczne powinny być miejscem i momentem uprzywilejowanym, aby zaakceptować proroctwa-nauki, które oświetlają życie całego naszego tygodnia. I tak faktycznie jest. Ale czy my nie jesteśmy tak zarozumiali jak nazareńczycy, iż udajemy, że wiemy wszystko o Jezusie?

Oni przynajmniej zgorszyli się i to wzbudziło w nich pewną reakcję - chociaż negatywną. My, czasami zachowujemy się jeszcze gorzej, bo pozostajemy obojętni tak przed Chrystusem, który do nas mówi, jak i przed Nim, który oddaje swe życie aby nas zbawić.

Powrót do spisu treści

***

XV niedziela zwykła

Mk 4,35-41

"Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie.
Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać,
wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich"

Tym który powołuje Apostołów jest sam Jezus Chrystus. On mógłby wszystko zrobić sam - bo przecież jest Bogiem! Ale On chce naszej ludzkiej współpracy. To właśnie oni, Dwunastu Apostołów, mają kontynuować Jego misję: nieść zbawienie braciom.

Posyła ich po dwóch, aby mogli się wspierać w potrzebie. Kiedy jeden popada w kryzys, jest jeszcze drugi, który mu dopomoże i zachęci.

Daje im władzę przeciwko duchom nieczystym, które niewątpliwie będą starały się przeszkodzić im w ich pracy apostolskiej.

Nie zabiorą ze sobą niczego, ponieważ już mają wszystko: Jezusa Chrystusa! Ich sposób prezentowania się światu będzie ten sam, co Chrystusa ubogiego.

My pokładamy całą naszą nadzieję w potężnych środkach tego świata, takich jak: pieniądze, reklama, aktywność gospodarcza czy handlowa, piękno zewnętrzne, które przyciąga ludzki wzrok. Oni natomiast ukazują się światu w jednej sukni, w jednej parze sandałów i z laską podróżną w ręce.

Potęga Boga zawsze przejawia się w absolutnym ubóstwie ludzkich środków, ponieważ już wszystko jest przewidziane: niektórzy ich nie przyjmą, inni ich nie będą słuchali. A oni nie powinni być natarczywi, nie powinni nikomu narzucać swojej obecności czy głoszenia Słowa. Ale ten gest strząśnięcia kurzu (prochu) z nóg (tak właśnie czynili Żydzi, kiedy powracali do Palestyny z terytorium pogan) jest bardzo wymowny, i znaczy, że kto nie przyjmuje przepowiadania zwiastuna Dobrej Nowiny - ten nie chce przyjąć zbawienia jako takiego.

Powrót do spisu treści

***

XVI niedziela zwykła

Mk 4,35-41

"Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi;
byli bowiem jak owce nie mające pasterza."

W zeszłą niedzielę rozważaliśmy jak to Pan Jezus wezwał do siebie Dwunastu, dał im instrukcje, jak mają się zachowywać, co mają czynić. Dzisiaj powracają po wypełnionym zadaniu. Są bardzo zadowoleni, usatysfakcjonowani, ale również zmęczeni fizycznie i moralnie. Chrystus Pan wzywa ich do siebie aby "wypoczęli nieco". Tłumy jednak, które przez ostatnie dni słuchały ich nauk idą za nimi, czują potrzebę ich obecności. Pan Jezus wzrusza sie na ten widok i sam rozpoczyna nauczać zebranych.

Taki jest skrót wydarzeń do których odnosi się dzisiejszy urywek Ewangelii Sw. Marka. Ale musimy się zapytać: Jakie przesłanie dla na, dla mnie, chce przekazać dzisiejsze Słowo Boże?

Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko.... Nigdy nie działają w osamotnieniu. Idą na wyprawę misyjną po dwóch, po powrocie, spotykają się wszyscy razem u Chrystusa.

Uczeń Chrystusa, nigdy nie jest sam. Sam Chrystus domaga się tego. Jego obecność jest zagwarantowana tylko tam, "gdzie dwóch albo trzech jest zebranych w imię moje".

Opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. Jest wielu ludzi, którzy są przekonani, że znają prawdę, ale nigdy nie chcą jej skonfrontować z Chrystusem. Dlatego też czasami należy się zatrzymać, pójść do Niego (kiedy się modlę jestem z Nim w kontakcie!), zapytać się co o mnie myśli, o moim zachowaniu, o moim sposobie mówienia czy rozmawiania. Wszystko to odbywa się w ciszy. Możesz być pewien, że On ci odpowie. Czy to przez słowa Ewangelii, czy też przez słowa tego, który Go reprezentuje (kapłan), jak również przez myśli, które będą płynęły z twego serca.

Ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość ... I zaczął ich nauczać.
Słowo greckie, którego św. Marek użył na określenie, że Pana Jezusa "zdjęła litość", jest bardzo rzadko używane w Ewangelii, i dosłownie znaczy: "wzruszył się w swoim wnętrzu", to wzruszenie objęło Go całego. My nigdy tak się nie wzruszamy, jeżeli już, to tylko powierzchownie, a po paru minutach wszystko mija.... Natomiast On wzrusza się przed tłumem, który poszukuje pasterza, kogoś, kto mógłby ich poprowadzić, kogoś, komu można by zaufać, bo fałszywych pasterzy jest zawsze nadmiar.

I zaczął ich nauczać. Jest to największy dar, jaki Bóg może uczynić człowiekowi. Biada nam, kiedy zabraknie Jego Słowa. Wtedy jest nadmiar słów ludzkich, które bardzo często są puste i nic nie znaczące, innym razem nawet kłamliwe i niosące nienawiść.

Dziękujemy ci, św. Marku, że zechciałeś opowiedzieć nam ten episod z życia Chrystusa. Wiemy, że niektóre fakty zaczerpnąłeś u Piotra. On był twoim nauczycielem, to on prawie, że podyktował ci twoja Ewangelię, a Piotr przeżył te momenty w zjednoczeniu z Chrystusem. Kto lepiej od niego mógł opowiadać i dawać świadectwo o wielkim sercu Chrystusa Pana, Nauczyciela i Pasterza!
Mistrz, Pasterz i Przyjaciel Dwunastu, ale również Pasterz, Nauczyciel i Przyujaciel wszystkich: tłumów rozproszonych i zagubionych we wszystkich miejscach i wiekach, więc również i naszych czasów, kiedy to ludzie szukając szczęścia i prawdy, często nie wiedzą że szukają Jego!

Powrót do spisu treści

***

XVII niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?"...
"Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby,
lecz cóż to jest dla tak wielu?"

Chrystus Pan pyta się swoich uczniów co ma robić, chociaż dobrze wie co ma uczynić. Pyta ich, ponieważ pragnie, aby jego uczniowie umieli zauważyć problemy i potrzeby innych. Aby mieli współczucie i miłość dla potrzebujących. Chce również ich nauczyć, że nie wystarczy "dawać" braciom, trzeba umieć również im "się dawać".

Ewangeliczny chłopiec dzięki pięciu chlebom i dwom rybom wszedł do historii zabwienia. Również my możemy to uczynić, jeżeli jesteśmy gotowi dać to, kim jesteśmy i co mamy: a resztę pozostawmy Chrystusowi. To zadanie jest nam przypominane zawsze ile razy uczestmniczymy we Mszy Świętej. Przed konsekracją są przedstawiane "chleby i ryby", skromny, ale niezbędny dar chojności ludzkiej. Potem (a to może uczynić tylko Bóg) mamy Ciało Chrystusa, nieskończony dar, który jest duchowym pokarmem na wieczność.

Na zakończenie cudu Chrystusa pozostało dwanaście koszów dla dwunastu pokoleń Izraela. Na zakończenie Mszy Świętej, my jesteśmy zobowiązani zanieść "pozostałe ułomki" naszym braciom, którzy nie byli obecni na Eucharystii, ale są spragnieni Boga. I nie możemy od tego uciekać, usprawiedliwiając się, że nie mamy odpowiednich środków, że ludzie oczekują od nas co innego... Również w czasach Chrystusa pięć chlebów i dwie ryby dla tysięcy ludzi było bardzo smiesznš rzeczą. śmieszną dla ludzi "myślących logicznie" ale bardzo poważną dla niewinnego dziecka.

Również dzisiaj, Pan Jezus nie wie co ma zrobić z "ekspertami", którzy ofiarują rozwiązania "przemyślane". Jemu potrzebni są "prostaczkowie", którzy sami ofiarują się jako rozwiązanie sytuacji.

Trzeba nam wyjść z wymiaru proporcjonalności, aby wejść w wymiar wiary.



Powrót do spisu treści


***


XVIII niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie,
ale o ten, który trwa na wieki,
a który da wam Syn Człowieczy"

Codzienny chleb materialny jest bardzo wysoko ceniony przez Boga. Z tego też powodu Chrystus Pan rozmonożył go w cudowny sposób, aby nakarmić tysiące ludzi. To sam Pan Jezus nauczył nas prosić codziennie o chleb powszedni; i co więcej, zapewnił, że kawałek chleba dany głodnemu, będzie naszym zadatkiem na wieczność.

Wszystko to jednak nie odbiera pierszeństwa chlebowi duchowemu - Ciału Chrystusa - który jest jedynym, który może nam dać życie wieczne. Dzisiejszy urywek ewangeliczny podkreśla bardzo mocno, że wielu spożywa chleb materialny a tylko niektórzy czują głód chleba duchowego.

Spróbujmy zastanowić się nad pewną ankietą przeprowadzoną w ostatnich latach we Włoszech. Ankieta została przeprowadzona wśród ludzi deklarujących się katolikami. Na pytanie: "Uczęszczasz na Mszę Świętą?", 17% odpowiedziało Tak, a 83% - Nie. Na pytanie: "Dlaczego?", ci drudzy odpowiadali, że Msza Św. jest nudna, że ich nie interesuje, że nigdy nie mogli zrozumieć po co służy Msza Św. Pierwsi natomiast (17%) odpowiadali: tak, uczęszczam na Mszę Św. z tradycji; ponieważ dla mnie niedziela bez Mszy jest stracona; ponieważ zawsze mam potrzebę Boga; ponieważ jest niezbędna w moim życiu...

My oczywiście uczestniczymy we Mszy Świętej niedzielnej i w inne święta, ale... z jakim nastawieniem i z jakim zyskiem? Co czynimy z "chlebem niedzielnym", który w zamyśleniu Chrystusa powinien nas nakarmić na cały tydzień? W czasie Mszy Świętej spotykamy sie z rytami, z pieśniami , z modlitwami, czy z naszym Panem? A po Mszy Świętej jesteśmy bardziej chętni dawać innym: siebie i swoje dobra?

Powrót do spisu treści



***


XX niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki."

Człowiek jest głodny Boga, głodny życia wiecznego. Chrystus Pan mu ukazuje jak może zrealizować te aspiracje: spożywać Jego Ciało.

Nie jest możliwa interpretacja alegoryczna tekstu Ewangelii dzisiejszej niedzieli, bo aż pięć razy powraca czasownik "spożywać" i cztery razy rzeczownik "ciało". Żydzi ukazują swoją przekorę i wrogość do tej propozycji, prawie że boją się "spowinowacenia" z Bogiem. Pytają się: no a potem co będzie, jeśli będziemy spożywać Ciało Boga? Chociaż przeczuwają, że Chrystus Pan mógłby im dać chleb, który daje życie - nawet życie wieczne, to jednak wolą "przeżyć życie" bez żadnych zobowiązań.

Jeżeli jakiś człowiek je tylko po to aby jeść, to słusznie jest pogardzany; ale jeżeli posila się aby żyć i działać w sposób nienaganny, to takiego człowieka ukazuje się jako wzór do naśladowania.
Przenosząc to myślenie na życie duchowe, musimy odpowiedzieć na pytanie: przyjmując Eucharystię ograniczam się tylko do spożywania Chrystusa czy przyjmuję na siebie zobowiązania jakie ze sobą niesie Komunia Święta?

W pierwszym przypadku sam Chrystus nas ostrzega, że przy końcu życia przyjmie nas strasznym: "Nie zam was". W drugim przypadku, zostaniemy przyjęci do wiecznego Królestwa.

Przyjmijmy właściwą drogę dopóki mamy czas. Nie ryzykujmy błędnej drogi, jaką obrali nasi ojcowie na pustyni, którzy "jedli chleb z nieba" ale poumierali i nie zdołali postawić stopy na Ziemi Obiecanej.

Powrót do spisu treści


***

XXI niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło:
'Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?'...
Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodzili."

Po wygłoszonej mowie przez Pana Jezusa uczniowie wyraźnie poczuli się nieswojo z powodu twierdzeń trudnych do zaakceptowania dla nich . Największą trudnością było niewątpliwie zaproszenie do spożywania Ciała i picia Krwi. Oceniają to wszystko jako "trudną mowę".

Święty Jan, przytaczając ten episod, chce naświetlić jeden fakt: Chrystus Pan nie jest zaskoczony tym, że wielu uczniów Go opuszcza. Ostateczne przesłanie, które wynika z tego fragmentu Ewangelii, można streścić w dwóch twierdzeniach.

Pierwsze: człowiek ma w swoim ręku swój los i zawsze może odrzucić dar Boży i wspólnotę z Chrystuse.

Drugie: przyłączyć się do wiery nie jest zdobyczą człowieka, ale darem Ojca, którego trzeba o ten dar nieustannie prosić.

Doświadczać trudności w pojmowaniu twierdzeń czy działań Boga może być bardzo naturalne; 'odchodzić' - jak to uczynili niektórzy uczniowie Chrystusa - jest zachowaniem nierozsądnym, ponieważ tylko siła Boża jest w stanie, w swoim czasie, zapalić w nas światło wiary.

Powrót do spisu treści


***

XXV niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"W owym czasie Pan Jezus pouczał swoich uczniów i mówił im:
'Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją,
lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie'.
Oni jednak nie rozumieli tych słów...
... w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy."

Pan Jezus bardzo jasno powiedział swoim uczniom, że w Jerozolimie dopełni wolę Ojca. Teraz w sposób realny udaje się na spotkanie z cierpieniem i z krzyżem. Jego śladami postępują również uczniowie, ale idą tylko swoim ciałem, ponieważ duchem i myślami przemierzają inne drogi.

Uczniowie tylko fizycznie podążają za swoim Mistrzem, który udaje się do Jerozolimy, gdzie ma przeżyć doświadczenie męki i śmierci na krzyżu. Ich serca i myśli są skierowane w inną stronę: dyskutują między sobą kto z nich jest najważniejszy, kto z nich otrzyma piersze miejsce w odnowionym królestwie mesjańskim.

Naiwni! Myślimy i mówimy dzisiaj o tych kłócących się Apostołach. Ale czy my jesteśmy inni?

Pewien człowiek śmieje się bardzo głośno z anegdoty, która opowiada o naiwnym mężczyźnie, który nie zauważył, że żona go zdradziła. Ten śmiech wzbudził tylko współczucie u jego kolegów, ponieważ oni wiedzą, że właśnie jego żona ma kochanka.

Nie śmiejmy się więc z postawy Apostołów, ponieważ i my zachowujemy się podobnie. Fizycznie, codziennie, podążamy za Chrystusem w stronę Kalwarii - ponieważ nie mamy innego wyboru - ale nasze serca, nasze myśli, zawsze są obciążone sprawami ziemskimi, myślimy tylko o tym aby zawsze być pierwszymi.

Aby nasze poświęcenie się było miłe Bogu, oprócz naśladowania fizycznego powinno być również odpowiednie nastawienie naszego ducha. Byłoby wielką głupotą iść na śmierć i nie myśleć o niezmiernej wartości naszego poświęcenia. Jeżeli więc podążamy za Chrystusem naszym ciałem, zweryfikujmy również nastawienie naszego ducha.

Nasze życie nie kończy się tutaj, na ziemi!

Powrót do spisu treści



***

 

XXVII niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"Co wiec Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela"

Urywek dzisiejszej Ewangelii, w niektórych miejscach, nie jest łatwy do interpretacji. Ale wystarczy uchwycić sedno przesłania Pana Jezusa. On chce ukierunkować małżonków chrzescijańskich do większego zaangażowania się w małżeństwo, oparte na wyraźnej woli samego Boga, który stworzył meżczyznę i kobietę. Chrystus Pan nie chce podawać rozwiązań poszczególnych przypadków, lecz wskazuje punkt wyjścia i punkt docelowy uświęcenia małżonków.

Ukierunkowanie zaoferowane przez Chrystusa w tym przypadku może wydawać się wymijające, ale trzeba zauważyć, że jest bardzo głębokie i odpowiedzialne.

Chrystus Pan zaprasza nas do postawienia problemu nie tyle na płaszczyźnie prawnej co na duchowo-moralnej i osobistej. Dlatego też odwołuje się do sumienia poszczególnego człowieka. I właśnie to co nami wstrząsa. Bo ustawiając wszystko tylko na płaszczyźnie prawnej, możemy usprawiedliwić każde przestepstwo. Normy prawne przestrzegane tylko pod wzgledem formalnym zawsze można pogodzić z naszym egoizmem. Natomiast sumienia nie uda się zagłuszyć nawet najpiękniejszymi paragrafami. Sumienie zawsze będzie się upominało o swoje prawa, i nie uda się go w żaden sposób oszukać.

Reguła do której odwołuje się Chrystus Pan może być zaaplikowana do wszystkich naszych zachowań moralnych, również do tych, które nie wchodzą w sferę życia małżeńskiego.

Powrót do spisu treści

***

XXX niedziela zwykła
Mk 4,35-41

"Co chcesz abym ci uczynił?"
"Rabbuni, żebym przejrzał"

 


Ślepiec. Jest wiele osób występujących w Ewangelii, których imion nigdy nie poznamy. Natomiast o ślepcu św. Marek nam mówi, że nazywa się Bartymeusz, syn Tymeusza. I jeszcze dodaje: niewidomy.

W tych dziewięciu literach zawarty jest cały dramat tego biedaka. Niewidomy z przed dwu tysięcy lat.

Człowiek, który potrzebuje wszystkich aby móc przeżyć, i od którego wszyscy uciekają ponieważ niektóre choroby są przekleństwem samego Boga (tak myślano!). Odizolowany od wszystkich, zepchnięty na margines, biedny, może chory, niepotrzebny, na poboczu drogi... Można być bardziej nieszczęśliwym?

"Zaczął wołać.... wołał jeszcze głośniej..."

Ten krzyk wydobywał się z głębi jego jestestwa i zawierał w sobie cały żal lecz również zaufanie w Jezusa, który mógł mu przywrócić wzrok. Był ślepym na ciele lecz już widział oczyma wiary.

 

Tłum. Jest "wielu", o których mówi św. Marek, że podążają za Jezusem. Ich interesuje tylko obserwacja Chrystusa, widzieć jakie czyni cuda, prosić o cośkolwiek. Ich nie interesują inni, bo oni tylko mieszają ich plany.

"Mój" Jezus, nie Jezus innych, biednych, odizolowanych, wszystkich...

Zawsze między Chrystusem i tym który mas wiarę jest tłum, który przeszkadza w spotkaniu...

 

Jezus. To właśnie On rozkazuje, aby przyprowadzić do niego ślepca. Czynią to, chociaż niechętnie, lecz są do tego niejako zmuszeni. Dopiero potem zorientują się, że można współpracować z Jezusem w jego dziele zbawienia, i właśnie wtedy z egoistów stają się apostołami, już nie myślą tylko o sobie i dodają odwagi niewidomemu: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię".

"Co chcesz, abym ci uczynił?" Wydawałoby się, że jest to pytanie bezsensowne, jednak wyraża ono delikatność Pana Jezusa. Pozostawia nam nawet radość proszenia, pozwala nam wyrazić nasze zaufanie do Niego w naszych skromnych słowach...

Ślepiec chce widzieć. Będzie widział i rozpocznie iść za Nim. Bo kto widzi Jezusa, ten nie może nie iść za Nim drogą, która wiedzie aż do Jerozolimy, a w Jerozolimie się umiera i zmartwychwstaje.

Również Paweł z Tarsu był ślepy, potem zobaczył Jezusa, poszedł za nim, umarł w Rzymie i zmartwychwstał z Chrystusem.

Tutaj chodzi o ślepotę duchową. Ilu jest niewidomych w tym sensie? Niewątpliwie wielu, ale Pan Jezus nadal idzie przez świat. Podnosi się wielki krzyk bólu ludzkiego, Chrystus słyszy ten krzyk. Ktoś doprowadza do Jezusa, odzyskuje się wzrok i naśladuje się Jego w drodze do Jerozolimy, do miasta śmierci i życia.

Powrót do spisu treści


***

 

XXXIII niedziela zwykła
Mk 13,24-32

"Niebo i ziemia przeminą,
ale moje słowa nie przeminą"


Zapowiedź apokaliptyczna nie jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy będą żyli w momencie zakończenia świata: ona jest dla wszystkich ludzi wszystkich czasów. Zaangażowanie się w apokalipsę oznacza zdolność wierzącego pozostawienia całej przyszłości w ręku Boga. Przyszłości, która już się rozpoczęła i zmierza ku wypełnieniu.

Pewien obraz wzięty z życia może pomóc nam w zrozumieniu wartości naszej teraźniejszości skierowanej ku przyszłości:

Wiele ptaków siedzi na drutach przewodów elektrycznych rozciągniętych od jednego słupa do drugiego. Przed nimi i za nimi jest nieskończona przestrzeń, pustka. Siedzą wszysktie razem i wesoło ćwierkają. Co nie raz jeden z nich odrywa się od przewodów i odlatuje w "nieskończoność": znika, nie powraca, umiera.

Również my możemy rozpoznać się w tym obrazie, ale musimy postawić sobie pytania fundamentalne: gdzie pójdziemy, kiedy oderwiemy się od drutów? Co mamy robić kiedy jeszcze siedzimy na słupie?

Odpowiedź jest zawarta w dzisiejszych lekturach liturgicznych. Po śmierci pójdziemy do Chrystusa. Kiedy jesteśmy zawieszeni na "przewodach życia" ćwierkamy wesoło, ponieważ również to jest darem Boga, nie możemy jednak zbytnio przywiązywać się do spraw ziemskich, ponieważ one przeminą. Jedyny w którym warto złożyć wszystkie nasze nadzieje jest Chrystus Pan, ponieważ wszystko przemija - On pozostanie na zawsze.

 

Powrót do spisu treści

***

 

 

Spis treści

Spis Rozważań

Powrót do strony głównej